Uważam, że literatura leczy, pomaga, motywuje - nawet wtedy, gdy jest tak do głębi smutna, jak proza Henry'ego Millera. Nietzsche pomógł mi się odnaleźć na studiach, Moravia przepędził pomagisterską niemoc, Pilch cały czas jest gdzieś obok, a Miller pomaga mi teraz, gdy "otworzyły mi się oczy na fakt, że w całym tym planie nie jestem nawet pyłkiem". I dzięki temu "doznałam prawdziwej radości".
Skąd wzięła się radość Millera (no dobrze - bohatera powieści Millera)? Towarzyszyła mu od początku, gdy pełen dobrych intencji litował się nad każdym, rozdawał wszystko obcym i im poświęcał czas, mimo że miał na utrzymaniu żonę i dziecko - czy tez raczej żona miała na utrzymaniu jego i dziecko. W każdym razie starał się - być mężem, pracować, zarabiać, ale i tak wszystko poświęcił zupełnie obcym ludziom. Przeszedł przez wiele chwil zwątpienia, czuł zagubienie i miałkość ludzkich relacji, przez przypadkowy, mechaniczny seks i alkohol. Zaczął się unosić w realiach amerykańskich przełomu lat 30. i 40., aż dodryfował do autentycznej, smutnej dojrzałości, która równa się konkluzji z powyższego cytatu. Co zostało z dziecięcej czystości i radości? Pustka, majaki i czekanie na jutro.
Millera stawiam na jednej półce z Pilchem, Nietzschem, Moravią i - oczywiście - Bukowskim, jego bardziej zdeprawowanym bratem. A tymczasem odświeżam "Ecce homo", a w kolejce już "Zwrotnik Raka". Can't wait!
Ocena: 5+
"Zwrotnik Koziorożca"
Henry Miller
Noir Sur Blanc 2005
389 s.
Nie lubię się smucić, ale nie mam nic przeciwko sięganiu po smutną literaturę. Jak widać, twórczość Millera może przynieść wiele radości, dlatego nie mogę doczekać się, kiedy w końcu zapoznam się z jego książkami. :)
OdpowiedzUsuńNie wiem czy byłabym w stanie otrząsnąć się po takiej lekturze, ale wychodzę z założenia, że nie tylko to, co cieszy i krzepi kształtuje czytelniczy gust. Więc zatem może rozejrzę się w bibliotece za owym Zwrotnikiem? Kto wie.
OdpowiedzUsuń