niedziela, 28 kwietnia 2013

Amerykański matoł - Michał Wichowski


Dzieje się dziwnie - szybciej czytam, niż piszę. Z etapu braku czasu na czytanie z powodu pracy przeszłam do etapu braku czasu na pisanie z powodu czytania. To całkiem przyjemne.

A w kolejce do opisania czekają już trzy książki, czwarta w czytaniu.

Wygląda na to, że – paradoksalnie – żyjemy w epoce szczerości. To taka szczerość pełną gębą, która już szczerością przestała być – nastawiona na jakkolwiek pojęty zysk.
„Szefowo, nie będę kłamał - nie zbieram na jedzenie ani na nocleg. Zbieram na flaszkie…” No i weź tu mu nie daj grosza. Facet nie skłamał jak ta cała reszta meneli!

To samo dzieje się z nami wszystkimi: nie wstydzimy się, że nie czytamy, nie wstydzimy się, że po tygodniu harówy mamy ochotę nachlać się, nażreć i wyspać, a nie pójść do teatru czy na wieczorek literacki.

To chyba właśnie casus „Amerykańskiego matoła” – zbioru opowiadań dziennikarza Michała Wichowskiego (i tu porządne bęcki dla wydawcy za totalny brak korekty, i dla samego autora – że tego nie zauważył). SZCZERE, PROSTE obrazki obyczajowe. Tak po prostu – tak było – bez upiększeń – O ŻYCIU. Darujcie mi sarkazm. Może po prostu te Rzeczy O Życiu Ot Tak nie są dla mnie. Ale frustruje mnie jedno – widać w tych tekstach jakiś pomysł, intrygujące motywy i gdy już-już coś mogłoby z tego być… BUM! Koniec! I zostajemy ponownie ze zwykłą migawką z życia… W tle tego literackiego wydarzenia brakuje kogoś, kto położyłby wielkie, ciężkie łapska na ramionach autora, kto nie pozwoliłby mu za wcześnie wstać z krzesła i kto syczałby mu do ucha: No pomyśl jeszcze! Dopracuj to! Powycinaj te banały!

Nie skreślam „Amerykańskiego matoła”, o nie! Znać tu wprawkę literacką, całkiem dobrą, a jeszcze jeśli trafi to do rąk tych, którzy lubią czytać O Życiu, no to… spoko.

Szczerość spod znaku O Życiu nie musi być wcale taka zła – spójrzmy na cała wielką prozę naturalistyczną, realistyczną, ja spojrzę sentymentalnie na wielkiego Bukowskiego. W taki sposób O Życiu – tak. W sposób dosadny, brutalny, szokujący, głęboki, sięgający przez bebechy do kruchej w gruncie rzeczy ludzkiej psychiki. Niech ta proza ma jaja, niech będą w niej iskry, niech sięga głęboko. „Amerykański matoł” dryfuje po powierzchni i chyba świadom tego – frustruje się.

OCENA: 3

"Amerykański matoł"
Michał Wichowski
Warszawska Firma Wydawnicza 2013
155 s.


wtorek, 9 kwietnia 2013

Josef Mengele - Doktor z Auschwitz - Ulrich Volklein

Ja, prozatorski ortodoks, sięgnęłam po "książkę o"! Oczywiście, było warto, choć niewiele w tej książce odkrywczości. Jest raczej historią życia Mengelego, solidnie udokumentowaną (tak solidnie, że momentami aż wieje nudą). Od małego Józia przez ambitnego naukowca (któremu co prawda prakuje talentu i intelektu, ale nadrabia gorliwością) po zaszczutego, użalającego się nad sobą uciekiniera. Historia Josefa Mengele jest powszechnie znana, nie będę się więc rozpisywać na ten temat. Ciekawy jest natomiast stosunek autora do opisywanej przez siebie postaci - Volklein potępia, szydzi, wyśmiewa, a jednocześnie najwyraźniej wierzy w (subiektywnie) dobre intencje Mengelego, który w Auschwitz znalazł po prostu okazję do badań. Badań, które miały przynieść mu sławę i zadowolić jego protektorów. Sugestywny jest obraz Mengelego jako kogoś w rodzaju pierwowzoru Hanibala Lectera - elegancki, przystojny mężczyzna o wytwornym guście ukazuje swoją drugą, potworną naturę. Z pieśnią na ustach i szyderczym uśmieszkiem wysyła ludzi na śmierć lub preparuje organy z martwych (lub nawet żywych) ciał. Autor przytacza wiele wypowiedzi więźniów, które padły podczas procesów zbrodniarzy z Auschwitz, jednak o samym obozie jest tu stosunkowo niewiele. To książka o życiu Mengelego i jego przede wszystkim dotycząca.

Polecam jako wstęp do dalszych lekturowych wycieczek w tym kierunku. A wydawcy polecam lepszych redaktorów. Szwy tłumaczenia szczerzą zębiska ;)

Ocena: 4

"Josef Mengele - Doktor z Auschwitz"
Ulrich Volklein
Prószyński Media 2011
320 s.